Emanuel Czyzo Emanuel Czyzo
423
BLOG

Kiedy Polak staje się Kanadolem

Emanuel Czyzo Emanuel Czyzo Kultura Obserwuj notkę 0

Jeżeli potraktujemy ten tytuł, jako pytanie, to pierwsza narzucająca się odpowiedź brzmi – Kiedy nie wie, kim jest i po, co przyleciał do Kanady.

Jak nas poucza życie, nawet mieszkając w Polsce można nie być Polakiem, czy Polką. Przykład – p. mgr Palikot, p. Ewa K., p. prof. Niesiołowski, itd., itd. Wydaje mi się, że większość z nas przyleciała do Kanady, mając na uwadze przede wszystkim swoje własne korzyści – bo tu się będzie nam lepiej żyło. Sam też chyba przyleciałem na tych skrzydłach.

 Nie wnikając w szczegóły, taka opinia bierze się ze zdobytej wiedzy, bądź z powszechnego przekonania z lat dawnych, że życie na zachodzie jest dużo lepsze niż na wschodzie, niż w Polsce, że Polska jest, czy była krajem gorszym, biedniejszym niż kraje zachodnie, albo jeszcze inaczej, że Polak, to jest ktoś nie tylko biedniejszy, ale i gorszy od człowieka zachodu, nie precyzując nawet, co to znaczy. Takie powszechnie tolerowane opinie.

I to jest pierwszy hamulec naszego osobistego, i emigracyjnego rozwoju. Oni są lepsi, my jesteśmy gorsi. My przyjechaliśmy tutaj, aby zdobyć jak najwięcej dla siebie, inaczej mówiąc, wykorzystać tę Kanadę ile się da. Tak zresztą, jak mi się wydaje podchodzą do emigracji i inne nacje.

Ale jest możliwe także i inne podejście do emigracji. Przylecieliśmy tutaj, nawet z innych, niższych pobudek, ale teraz już tu na miejscu widzimy sprawy inaczej, mądrzej, odważniej, my tu mamy również, czy możemy mieć, pewne misje do spełnienia. My, Polacy, jesteśmy narodem z przeszło 1000 letnią historią i kulturą. Może jesteśmy ciągle jeszcze biedniejsi, pod względem materialnym od Kanadyjczyków, ale może nie jesteśmy od nich ubożsi pod wieloma innymi względami. Np. znamy, co najmniej dwa języki naturalne, a oni zazwyczaj tylko jeden.

Postawiłem sobie to tytułowe zadanie, bo właśnie wczoraj zakończył się kolejny Polish Festival na Roncesvalles w Toronto. Kilka dni temu wysłuchałem też rozmowy na youtube z p. Janem Polkowskim, autorem książki p.t. „Ślady krwi”, gdzie też poruszono sprawę Polaków poza krajem.

Od kilku lat obserwuję ten Festiwal i widzę, że z roku na rok, jest na nim coraz mniej Polski i Polaków, a coraz więcej, obcej naszej narodowości kultury. Nie wiem, co za ludzie odpowiedzialni są za ten Festiwal, ale boję się, że oni są, jeśli nawet kiedyś byli, coraz mniej Polakami, a coraz bardziej Kanadyjczykami, a może i Kanadolami.

Moja ocena, przyznaję dość powierzchowna, jest taka, że celem tego Festiwalu, jak to jest teraz powszechnie na świecie, w każdej dziedzinie, nawet w kulturze i zdrowiu, jest przede wszystkim zysk. Nie wiem, ile na tym Festiwalu zarabiają organizatorzy, nie o to mi chodzi. Chodzi mi raczej o to, że prawie wszystkie stoiska na tym Festiwalu nastawione są na zysk. A przede wszystkim, z roku na roku jest na nim coraz mniej polskich stoisk.

Oczywiście bardzo jest dumny i wysoko oceniam poziom występów prawdziwie polskich na estradzie głównej, a nade wszystko występy „Białego Orła”. Ale ponadto, co jeszcze mogę zaliczyć na plus, na polskie konto, stoiska księgarni „Polimex”, stoisko KSM Radio i stoisko mojego przyjaciela, p. Leszka Nieznańskiego z obrazami, plakatami, książkami i muzyką polska. I to by chyba było wszystko. No mogę jeszcze dodać stoisko z książkami wystawione przez Dom Kopernika. Ach, przepraszam, jeszcze polskie pierogi i kiełbaski. Ale proszę sobie wyobrazić, że na tym Festiwalu nie było ani jednego stoiska z … polskimi pączkami. Nie ma już na Roncesvalles p. Granowskiej, więc nie ma już i polskich pączków. Sam, co prawda, uważam polskie pączki za truciznę, bo przepełnione są cukrem, czyli trucizną, ale, jako uznany polski rarytas, na Festiwalu powinny się znaleźć, przynajmniej dla naszych gości.

Ja rozumiem, że żyjemy w Kanadzie. Ja rozumiem, że Festiwale innych nacji są podobne. Że na każdym z takich Festiwali są mniej więcej te same, czy podobne stoiska. Ja to wszystko rozumiem, i nawet więcej. Ale my jesteśmy Polakami, nawet mieszkając tu w Toronto już wiele lat, jesteśmy Polakami. Więc, jako Polacy, możemy, powinniśmy zorganizować nasz Polski Festiwal, bardziej po polsku, niż po kanadolsku.

Na Roncesvalles mamy jeszcze polski kościół, polski Dom Kopernika, i kino nie polskie, ale też do wykorzystania, jako lokal. W tym kinie możemy w ramach tego Festiwalu pokazać polski film, polski teatr, polskich artystów, i … W małej Sali w Domu Kopernika, chyba w zeszłym roku były występy młodych pianistów, może i w tym roku też były, bardzo przepraszam, ale byłem tam tylko w sobotę. Mamy również dwie sale w parafii św. Kazimierza do wykorzystania. A także i kościół, gdzie można zaprezentować naszą kulturę sakralną, czy pokazać wystawę poświęconą Sł. B. ks. Stefanowi kardynałowi Wyszyńskiemu, Bł. Papieżowi Polakowi i wielu innym postaciom, wielkich Polaków. A może również wystawę poświęconą tragediom narodowym, katyńskiej i smoleńskiej. W tym roku była tam wystawa filatelistyczna, bardzo dobrze. Ale na taki Festiwal możemy też zaprosić ‘ciekawych’ ludzi z Polski. Muzyków, śpiewaków, autorów książek itp.

Również na tych ‘zyskownych’ stoiskach-straganach, też możemy pokazać więcej Polski i polskości. Jedną z większych atrakcji są na tych Festiwalach rozmaici ‘sztukmistrze’, żeby to jeszcze Polacy, to bym to przebolał. Na tegorocznym Festiwalu, i rok temu też, występuje jakiś Chińczyk, czy Koreańczyk, nie wiem, który na swoim instrumencie wygrywa polskie melodie. Może tylko tą jedną, bo nie przysłuchiwałem mu się dłużej – „Szła dzieweczka do laseczka”.

Polko, Polaku, czy ci nie wstyd, że tak mizernie pokazywana jest Polska i polskość na tym Festiwalu?

Mnie to bardzo dziwi i boli i zachęca do sformułowania następującego apelu, do prawdziwych Polaków mieszkających w Toronto i okolicy:

Zróbmy, co w naszej mocy, nawet, jeśli to będzie konieczne, wymieńmy tych organizatorów na naszych, i zacznijmy wreszcie organizować ten Polski Festiwal po polsku. Nie ma się czego wstydzić naszej polskość. Raczej niech się wstydzą ci, co dotychczas nie potrafili, nie umieli, czy nie chcieli, zorganizować go po polsku. Nie dla Polaków, dla innych nacji, ale więcej polskości i Polski w nim. Bo my przylecieliśmy do Kandy także i po to, aby coś dać z siebie dla Kanady, to, co mamy najlepszego. A, nie tylko, aby brać i brać.

A może, za nami pójdą inni, jak to zobaczą?

Na zakończenie wyjaśnię tylko, co rozumiem pod terminem kanadol, żeby uniknąć zbędnych dyskusji. Kto jest Kanadyjczykiem, tego nie wiem. Ale kanadolem, jest dla mnie np. Polak, czy Polka, która zapomniała, że jest Polką i udaje, zachowuje się, jak Kanadyjka.      

Skoro już wspomniałem o rozmowie z p. Janem Polkowskim, to dodam jeszcze do toczącej się tam dyskusji kilka myśli na temat Polaków mieszkających poza krajem, szczególnie tych w Kanadzie. Pisałem o tym wiele i w e-booku „Żeby Polska …” i w e-booku „Mgła nad Polską”, więc dodam tylko krótko.

Relacje pomiędzy Polakami w kraju i poza krajem już dawno się zmieniły, jak sądzę na gorsze dla nas wszystkich. Przed laty można było wysłać do brata w Polsce $10, czy $100 i to było dla niego wiele, a dla wysyłającego drobiazg. I wtedy bracie się kochali i szanowali nawzajem. Dzisiaj jest inaczej. Zrodziła się niechęć wzajemna do siebie, bo dolary straciły wartość. Dla brata w kraju, bo dla nas poza krajem, ciągle ich za mało.

Dzisiaj nasze wzajemne stosunki muszą być oparte na innych, na trwałych wartościach, bo Ojczyzna chyli się ku upadkowi. I powinniśmy w jej obronie wspierać się wzajemnie, jak bracia. I lepszej drogi dla ratunku dla naszej wspólnej, ukochanej Ojczyzny nie widać.

Ani wrogowie ze wschodu, ani wrogowie z zachodu nie przyjdą nam z pomocą. Nie przyjdą, bo już są u nas, z niewolą. A, jeśli nasi bracia w kraju, mają jakieś dąsy w stosunku do nas, Polaków mieszkających poza krajem, to spieszę im raz jeszcze donieść, że miłość do Ojczyzny w sercach Polaków, którzy są poza krajem, może być, i często jest, nie mniejsza, niż w sercach Polaków w kraju. Bo my już doświadczyliśmy i ciągle doświadczamy życia poza Ojczyzną, życia wśród obcych. A wy w kraju, pewnie nie macie zielonego pojęcia, co to za radość, co to za ból, mieszkać poza krajem ojczystym. I patrzeć, jak ginie Ojczyzna i nie móc jej i im tam w kraju, naszym braciom, przyjść z pomocą, bo oni sobie tego nie życzą. Bo oni nas mają za uciekinierów, za dezerterów, a może nawet i za nieprzyjaciół.

Im szybciej wyzwolimy nasze relacje z tych dąsów, tym większa nadzieja na uratowanie i potem na odbudowę Polski.

Zrozum to wreszcie, bracie, Polaku. I ty, mieszkający w kraju i ty, żyjący poza krajem, z Ojczyzną w sercu.

Z tego też punktu widzenia, ważne jest i to, żebyśmy potrafili organizować Polish Festival w Toronto, i w każdym innym miejscu, poza krajem, jako dumni Polacy, a nie, jako kanadole, czy …

I przechodzimy do zakończenia.

Czy po tych wszystkich wynurzeniach rozumiesz już, że moja odpowiedź na pytanie, które tkwi w tytule, nie była pełna? Wiesz już, kiedy Polak staje się kanadolem? Nie wiesz jeszcze, no to ci powiem.

Polak staje się kanadolem wtedy, gdy się dowiaduje, że ten brat, Polak, który mieszka w Polsce, już nie uważa go za brat. To dopiero bólów ból.

 www.eczyzo.com

 

Dla mnie człowiek, to c+u+d, czyli ciało + umysł + dusza. I o tych sprawach myślę i piszę od czasu do czasu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura